Taken from transport.wroc.biz
Nowa tramwajowa linia wahadłowa 44 z Zawodzia do Szopienic z powodu remontu torowiska.
Taken from transport.wroc.biz
Najnowszy nabytek PKM Jaworzno - MAN-Göppel NM223.
Taken from transport.wroc.biz
Pierwszy przemalowany na żółto Mercedes Citaro K w PKM Katowice.
Taken from transport.wroc.biz
Krzysztof Pawelec przenumerował małe MAZ-y dodając "0" do dotychczasowego numeru.
Taken from transport.wroc.biz
14 lutego 2014 r. zlikwidowana została linia tramwajowa nr 18 w Rudzie Śląskiej.

Do Rokitnicy na pół nastawnika - część III

12.12.2010

Tagi: WPK Katowice, historia – Dodał: Jakub Drogoś

Tym razem proponujemy wycieczkę słowem pisanym do bezpowrotnie minionej epoki, naznaczonej łukiem elektrycznym w nastawniku, wyciem przekładni i niespiesznym stukotem kół na stykach szyn. Słowem pisanym - mniej suchym, historycznym faktem, a zdecydowanie bardziej opowieścią...



(c.d.)

W dalszym ciągu gierkowskiej dekady już naprawdę niewiele zmieniało się w krajobrazie linii prowadzących przez Miechowice i Rokitnicę. W roku 1980 zamknięto linię 34, kursującą od Karbia do Dąbrowy Miejskiej - bezpośrednią tego przyczyną były szkody górnicze oraz odpływ pasażerów, spowodowany także jej nieznacznym skróceniem cztery lata wcześniej. Od początku lat 80. ubywało doczep, pociągi trzywagonowe stanowiły coraz rzadszy widok, aż 8 listopada 1982 masowo wycięto większość doczep - poza zmodernizowanymi Sztangielkami pozostały w Radzionkowie jedna doczepa ND (1208), jedna 4ND (1229) i trzy 4ND1 (1244, 1248 i 1249). Ich nowym zatrudnieniem stała się obsługa odcinka od placu Sikorskiego do mijanki w Miechowicach, gdzie dopinano je do jadących z naprzeciwka wagonów silnikowych i z nimi wracały do Bytomia.

Pora zadać sobie pytanie - jaka była codzienna praca na liniach prowadzących do Rokitnicy i dalej? Przede wszystkim - pod względem organizacji w schyłkowym ich okresie nie różniła się niemal od jej przebiegu przed wojną! Wówczas nie istniała łączność radiotelefoniczna, do dyspozycji motorniczych były jedynie telefony na korbkę, umieszczone na mijankach. Linie zabezpieczone były sygnalizacją ręczną, co w zestawieniu z brakiem łączności między pociągami tłumaczy cały, szeroki zakres przepisów dotyczących postępowania z sygnałami ręcznymi. Absolutną zaś podstawą były planowe mijanki, do których przywiązywano niesamowitą wagę - podczas zapoznawania się nowych motorniczych z tymi liniami niektórzy "patroni" wprost stwierdzali, że "Nawet, jak cię zbudzę w środku nocy masz wiedzieć, z kim się mijasz w lesie kierunek Rokitnica mając 312" (!) i w praktyce życiowej na liniach 31 i 32 jeździło się wręcz "na pamięć". Dlaczego na 33 nie? Tu dochodzimy do specyficznej kwestii funkcjonowania tej "biski". Lata 80. były okresem, gdy kwitło przydzielanie motorniczym linii i pociągów na stałe, zaś 33 (a raczej pociąg 331) atrakcyjna nie była, stąd przeważnie obsługiwali ją motorowi zasilający. I - jak to z zasilakami bywa, albo pracowali w macierzystym zakładzie, albo uzupełniali braki na innych liniach, a bisowy pociąg nie wyjeżdżał na trasę wcale. Nic dziwnego, że jeżdżąc "na pamięć" nikt nie liczył się z jego obecnością - i dla wszystkich paradoksalnie gorsze było, gdy jadący od Bytomia pociąg przekazywał komunikat "331 wstawiony do planu". Pojawienie się "biski" momentalnie dezorganizowało ruch na liniach, a ówczesna łączność (a raczej jej brak) powodowała wydłużanie się do kilkunastu minut postojów na mijankach w oczekiwaniu na "bałaganiarza", który - rzecz jasna - też nie był w stanie trzymać się swojego planu. Z oddechem ulgi witano porę, o której przy Prezydium MRN (obecnie Urzędzie Miasta) pociąg ten zamiast skręcić - jechał prosto, kierując się do zajezdni.

Sezon jesienno-zimowy też rządził się swoimi prawami. O ile jesień jako taka nie powodowała większych problemów - czego by o eNach nie powiedzieć, w piasecznice były wyposażone i w najbardziej uciążliwych miejscach szyny były wręcz białe - to zima potrafiła dać się we znaki. Nie lada mrozy, panujące tamtymi laty, wraz z symbolicznym ogrzewaniem w wagonach tworzyły specyficzną atmosferę - po szynach poruszały się kompletnie zaśnieżone i zalodzone wozy, do środka pojazdów sypał się śnieg i mimo tego, że część wozów miała już wtedy odmrażacze - przednie szyby motorowi przecierali, niczym pół wieku wcześniej, solą. Aby nie marznąć stosowano wszystkie możliwe sposoby - niezależnie od grubej odzieży i "filcoków" na nogach. Pod puplitami pojawiały się klucze do regulacji hamulców ręcznych i nastawiacze do zwrotnic, na których trzymano nogi, aby nie ciągnęło po stopach zimno od podłogi, w końce prowadnic drzwi wkładano kliny pod koła, zapobiegając zatrzaśnięciu się ich w pozycji otwartej, szczeliny szyb zatykano gazetami, zaś na korbach nastawnika i hamulca ręcznego pojawiały się charakterystyczne, wełniane "skarpety" (notabene przez niektórych używane cały rok). Końcowe odcinki w Wieszowie i Stolarzowicach, położone w otwartym polu pomimo płotków przeciwśnieżnych zbitych z desek wymagały regularnego odśnieżania, do którego angażowano spotykane i dziś zestawy lorki-pługu rotacyjnego pchanego przez wóz roboczy.

Niezależnie od pory roku, linie 31 i 32 miały swoje stałe problematyczne punkty. Pomijając podjazdy i zjazdy we wszystkich kierunkach w Rokitnicy oraz zjazd od Miechowic do Bytomia - były to wąski wiadukt pod torami kolejowymi w Karbiu oraz odcinek przez las w Miechowicach. Wiadukt w Karbiu był wyjątkowo ciasny, tak, że koło jadącego pod nim tramwaju mieścił się jeden samochód osobowy, u wylotu w stronę Miechowic znajdowało się skrzyżowanie w poziomie z koleją wąskotorową PKP (odcinek Bytom Karb Wąsk. - Bytom Północny Wąsk.). Całość zaś znajdowała się w dołku, co powodowało, że pod wiaduktem praktycznie cały czas stała woda lub znajdowało się błoto, a jakakolwiek awaria wagonu w tym miejscu skutecznie tamowała ruch wszelkich pojazdów. Mnóstwo razy po dziś dzień powtarzana jest anegdota, jak to w jednym z wagonów pod wiaduktem zapalił się nastawnik. W bezpieczny sposób o własnych siłach pojazd tego miejsca nie mógł opuścić, czego jednak kategorycznie zażądał przybyły milicjant. Po krótkiej dyskusji z motorniczym ustalono, że w razie pojawienia się ognia opuści pantograf na drugim pulpicie, motorowy zatem załączył jazdę. Łuna ognia sięgnęła sufitu wozu, a po milicjancie ani śladu - pojawił się po minucie stwierdzając, że wóz ma stać, jak stoi, a on już jakoś pokieruje ruchem. W tym miejscu dochodziło też do wykolejeń, spowodowanych wyboczeniem torowiska - rekordziści potrafili nieświadomie ciągnąć wykolejoną doczepkę aż do wjazdu w mijankę. Torowisko w lesie miechowickim było z kolei mocno nadwyrężone szkodami górniczymi. Zestawiając to z jego wiekiem i pobieżnymi naprawami oraz faktem, że zbudowane było z szyn typu kolejowego - nietrudno stwierdzić, że zdarzały się tam poszerzenia toru, stwarzające ryzyko wykolejenia. I wagony faktycznie wykolejały się, a że wozy rodziny N podnosić trzeba przy użyciu specjalnych lewarów - usuwanie skutków oraz przyczyny zdarzenia też mogło zajmować kilka godzin. Praktyczne wyjście z tej sytuacji znalazł jeden z kontrolerów ruchu jeżdżący jako motorniczy zasilający. Gdy dwie doczepy wpadły między szyny na poszerzeniu - po prostu podsypał piaskiem koła wagonu silnikowego i ruszył przed siebie, ciągnąc wykolejone wozy po śrubach i podkładach aż się wstawiły. Sama naprawa torowiska była mniej czasochłonna, a jakby się nie udało wstawić - cóż, i tak pogotowie wykolejeniowe musiałoby przyjechać z lewarami...

Kres tej sielance dla ówczesnych miłośników komunikacji i ostatniemu bastionowi historycznej organizacji ruchu przyniósł 2 maja 1983 roku. Ostatecznie od tego dnia przestały kursować linie 32 i 33, 31 skrócono zaś do ulicy Łużyckiej w Bytomiu, dokąd docierała przez następne 6 lat obsługiwana pięcioma pociągami. Do jej obsługi przeznaczono pozostałe na stanie zajezdni Radzionków wozy typu N - najdłużej wytrwały 949, 954II, 957, 970, 1113, 1118, 1122, 1125 i 1132III. W rejon Miechowic i Rokitnicy tramwaje miały wrócić po pięciu latach - po przebudowie newralgicznego tuneliku w Karbiu na wiadukt. Budowa jednak (jak to zwykle wtedy bywało) przeciągnęła się i tramwaje nie za bardzo miały na co wrócić. Dziś odbudowa linii do Miechowic stanowi nadal piosenkę przyszłości, zaś poza garścią fotografii minioną epokę tramwajów sunących tamtędy przypomina całe mnóstwo jeszcze niezatartych czasem wspomnień...

I wymaga chyba tylko wyjaśnienia jedna rzecz - czemu "Do Rokitnicy na pół nastawnika"? Bo jazda właśnie "na pół nastawnika", na szeregowym połączeniu silników, z prędkością w przypadku składu eNów nie przekraczającą 30km/h w zupełności wystarczała, żeby zmieścić się w jeszcze przedwojennych przelotach między przystankami...

Pociągi linii 32 i 33 na mijance w lesie miechowickim - rys. J. Drogoś

Obraz codziennego życia na liniach do Wieszowy i Stolarzowic nakreślili Paweł Lison, Jan Prokop, Henryk Prorok, Jan Skiba, Zbigniew Wawraszko i Jerzy Zalewski.
(tekst i rysunek: Jakub Drogoś)

« Poprzedni tekstNastępny tekst »

Komentarze

Do dłuższych dyskusji zapraszamy na forum.

Kysu napisał(a):

Świetna lektura na te zimowe wieczory.Interesuje mnie właśnie przede wszystkim historia komunikacji szynowej w Bytomia.Jako były pracownik GKW sporo się znowu dowiedziałem jak to wyglądało na Karbiu i Miechowicach.

13.12 17:01:01

PKM Gliwice` napisał(a):

Choćby nie wiem ile byśmy pisali Tramwaje Śląskie upadną w ciągu kilku lat... ewentualnie zostaną połączenia Katowice <-> Bytom. Linie tramwajowe zostały w ostatnich latach skrócone w Będzinie i Czeladzi... Zlikwidowano linie T25 (chyba Piekary Śl. przez: Wojkowice - Będzin) tramwaje nie kursują już w Wojkowicach, Piekarach Śląskich i Gliwicach. Te miasta pokazały że można żyć bez bimbajek ,,lecąc po kosztach". Przecież Będzin nie jest finansowany z żadnych źródeł typu Unia Europejska itd. i skracając linie tramwajowe zaoszczędził kupę kasy! Albo KZK GOP coś z tym zrobi, albo ,,przecinaki" pozostaną tylko w śląskim muzeum.

13.12 18:01:09

heavenly29 napisał(a):

pkm gliwice: kochana przestan nas meczyc tymi bredniami

15.12 16:08:17

PKM Gliwice` napisał(a):

@heavenly29 - lubisz chłopakom słodzić? To źle jest z Tobą stary. Fakty, to nie brednie, może zaprzeczysz? W Czeldzi nie m już T32, i to długi czas.

16.12 13:15:25

Kysu napisał(a):

32 to był bis do lini 22
ja nie wiem kto wymyśla linie których już nie ma

16.12 17:58:08

Piotrek napisał(a):

PKM Gliwice, a może byś tak wrócił do swojej zajezdni? Zróbcie sobie wigilię z panami szoferami. Czasem mam okazję słyszeć ich rozmowę (nie mam obowiązku zatykać sobie uszu) i z tych rozmów wynika m.in. że "panowie" najlepiej by się czuli, gdyby nie musieli wozić tych wrednych pasażerów, którzy ni h... nie potrafią docenić ich ciężkiej pracy. Życzcie sobie więc jak najmniej pasażerów i jak najwięcej publicznej kasy od wujka Franka.
PKM Gliwice - jeździmy dla mas, hehehehhehe.

19.12 14:58:49

P Śl napisał(a):

@PKM Gliwice: Wez no sie moze zorientuj najpierw co to bylo to T32 zanim bedziesz dostawial kolejne zlikwidowane linie, bo te twoje zale to sie juz nudne staja.

20.12 08:46:41

Stanislaw. napisał(a):

@PKM Gliwice - po co tu się rozpisujesz? Nie dość, że nietrzeźwo myślisz, to w dodatku kompromitujesz firmę, pod którą się podpisujesz. Mogę tylko przypuszczać, ze jesteś wrednym, nie mających kolegów człowiekiem. A jeszcze jak będziesz miał zamiar o czymś pisać, to wcześniej zastanów się nad tym i spróbuj to poprzeć jakimiś faktami autentycznymi. Nigdy nie popierałem komentarzy @P_Śl, ale tym razem się zgadzam. Mogę się założyć, że masz góra 18 lat.

20.12 12:53:15

Igorio napisał(a):

Wspaniały artykuł! Wielkie podziękowanie i szacunek dla Autorów za nakreślenie obrazu tamtych coraz bardziej odległych dni!
PS: Czy pamięta ktoś, w których miejscach były mijanki i z jakimi częstotliwościami jeździły te linie? Bo skoro 31 32 i 33 jeździły co 30 minut każda, w sumie co 10, to mijanki musiałyby być co 5 minut jazdy? Czy tak było? A wozy dodatkowe /szczytowe/ jak się mijały?

Pozdrawiam serdecznie

24.05 00:37:09


Dodaj komentarz

Ten element został zablokowany, nie ma możliwości dodawania do niego komentarzy lub głosowania.

Komentarze muszą być zaakceptowane przed publikacją. Dziękujemy!